sobota, 7 września 2013
wtorek, 27 sierpnia 2013
Jak dążyć do celu?
Ogłoszenia parafialne
sobota, 3 sierpnia 2013
Simple as fuck.
Wiele się nauczyłem, poznałem ciekawych ludzi, odkryłem wiele ciekawych miejsc w swoich okolicach, poważnie zbliżyłem się do realizacji swojego największego marzenia i chyba znalazłem to, czym chciałbym się w życiu zajmować - teraz zostaje już tylko wytrwale do tego dążyć.
No właśnie, "tylko." Nie wszyscy ludzie mają problemy ze znalezieniem swojego powołania, toteż nie każdy rozumie, że dla innych odkrycie swojej ścieżki może być nie lada wyczynem. Dla takich osób owe dążenie do celu może wydawać się niewyobrażalnie ciężką pracą. Ile w tym racji - trochę na pewno, ale równie pewne jest, że mamy tendencje do komplikowania sobie wszystkiego w swoich głowach. A czy nie korzystniejsze dla wszystkich byłoby upraszczanie rzeczy?
Chcesz schudnąć? Zacznij ćwiczyć i zwracaj większą uwagę na to, co wkładasz do ust. Nie biadol po tygodniu super-cudownej diety z internetu, że nie działa. Daj sobie czas, a jeśli nie widzisz efektów, spróbuj czegoś innego. Chcesz mieć samochód? Odkładaj kasę, zrób prawko, odkładaj nadal, kup samochód. Chcesz zostać lekarzem? Zdobądź odpowiednią wiedzę, zdaj egzaminy i do skutku szukaj pracy. Przykładom nie ma końca.
Łatwiej powiedzieć niż zrobić? Racja. Nikt nie mówi, że to wszystko jest łatwe, że nie wymaga czasu, zaangażowania i motywacji. Ale nie jest to AŻ TAK trudne, jak niektórzy myślą, bojąc się przez to zacząć działać i robić to jak należy.
Ogłoszenia parafialne
niedziela, 30 czerwca 2013
The game is not over.
Przez swoje ostatnie problemy (lub raczej dzięki nim) zacząłem myśleć o różnych rzeczach w nowy sposób. Okoliczności będące ich wynikiem wywarły na mnie spory wpływ, sporo się dowiedziałem o sobie i o innych. Pozostaje jednak kwestia tego, co z tymi informacjami zrobię, jak je wykorzystam.
Jako istota ludzka, a zatem niezwykle narcystyczna i egoistyczna, zacznę od siebie.
Co ja, do cholery jasnej, chcę robić?
"Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy." - J. Piłsudski
Nie pójdę na własną studniówkę - tak bardzo nie chcę mieć do czynienia z osobami, które jeszcze prawie rok będę widywał codziennie. Nie rozumiem jakim trzeba być odrzutem, żeby załatwić znajomemu egzamin poprawkowy, nawet, jeśli się go nie lubi.
Że już nie wspomnę jaki numer można wyciąć komuś, kogo uważa się za przyjaciela.
Brak mi słów...
Zdecydowanie zbyt wiele czasu spędziłem pisząc ten niezbyt długi tekst, chyba najwyższa pora go zakończyć.
Miłych wakacji.
wtorek, 18 czerwca 2013
Zbyt wiele części.
Źle się dzieje - przestaję panować nad własną głową.
Ostatnio moja osobowość podzieliła się na wiele małych części, z których kazda chce czegoś innego. W tych samych kwestiach mają różne zdania. I każda jest przekonana, że ma racje. Do podjęcia tak wiele decyzji, ale jak tu podjąć jakieś działania, kiedy różne kawałeczki mnie mają różne, zazwyczaj skrajnie przeciwne cele? Mam przez to wrażenie, że czego bym nie zrobił, zawsze jakiś fragment mnie będzie niezadowolony.
Zadzwonić do niej?
Porozmawiać z nimi?
Przyjąć zawyżoną karę czy wyłgać się od niej całkowicie?
Zemścić się za siebie i przyjaciół czy odpuścić, patrząc na radość kogoś, kto na nią nie zasłużył?
Jeśli się mścić, to jak mocno?
A najgorsze, że te wszystkie dylematy mam teraz, kiedy absolutnie nie mam czasu się nad nimi zastanawiać.
niedziela, 9 czerwca 2013
Turlam się.
Jabłko mogło spaść niedaleko od jabłoni, ale turla się jak najdalej od niej.
BTW: Zna się ktoś z was na kręceniu filmów i montażu? Uprzejmie proszę takie osoby o zostawienie kontaktu w komentarzu albo napisanie do mnie maila, adresy na dole strony.
czwartek, 30 maja 2013
Miłość od pierwszego wejrzenia.
Byłem wtedy u kumpla. Nagle zadzwonił jego kuzyn z informacją, że wpadnie z wizytą.
Miałem już okazje go poznać, spoko gość. Mieliśmy kilka wspólnych zainteresowań, więc nie narzekaliśmy nigdy na brak tematów do rozmów, w zasadzie nawet się ucieszyłem na jego przyjazd - kiedy się spędza w "babskim" gronie tyle czasu co ja, spotkania w męskim towarzystwie są naprawdę fajną sprawą. Można pogadać o sporcie, motoryzacji, dziewczynach... Sami wiecie. Nie minęło nawet pół godziny, kiedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Nie spodziewaliśmy się naszego gościa tak szybko, okazało się jednak, że to on. Nie był jednak sam.
Była z nim jego, hmm, koleżanka? W zasadzie sam nie wiem jak określić tą relacje. Nie o tym jednak jest ten post.
Była z nim Ona.
Prawdziwa piękność, o takich jak ona śni się po nocach. Jeżeli w ogóle pozwoli Ci zasnąć...
Jest Azjatką. Z reguły nie jestem jakimś ich wielkim wielbicielem, ale jest w tej kwestii kilka wyjątków, a ona zdecydowanie do nich należy. Na samą myśl o promieniach słońca odbijających się od jej żółciutkiej cery jeży mi się włos na głowie. Pochodzi z Japonii, w Polsce mieszka od kilku lat. Rozmowa jakimś cudem potoczyła się tak, że mieliśmy okazję na trochę odłączyć się od grupy i spędzić nieco czasu sam na sam. I w tym czasie przeżyłem jedne najbardziej ekscytujących chwil mojego życia. Zadziwiające jest, że w tak krótkim czasie zdołała połączyć nas taka więź. Po kilkunastu minutach czułem się, jakbym znał ją od lat. Dotykanie jej przychodziło tak naturalnie, wiedziałem też, na ile mogę sobie pozwolić. Nawet różnica wieku, mimo, że dość spora (8 lat) nie dawała o sobie znać.
To jest to "coś", czego szukałem. Wiem, że nie będzie łatwo, ale znajdę sposób by stworzyć nam wspólną przyszłość. I wiem, że Ona będzie gdzieś tam na mnie czekać. Bo co ma robić?
sobota, 25 maja 2013
Zaraz wracam.
Zaraz wracam.
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Czarny kot ustąpił mi pierwszeństwa.
czwartek, 11 kwietnia 2013
Nowe miasto - nowe życie, czyli Gatecrasher Story.
Całe szczęście (choć nie od początku tak uważałem) z upływem kolejnych tygodni przejrzała na oczy i postanowiła poznać się bliżej z Anetą.
O Anecie mogę powiedzieć dużo, bardzo dużo. Od początku sprawiała wrażenie ciepłej i zabawnej osoby, którą rzeczywiście jest. Po pierwszych tygodniach spędzonych w nie do końca dobrze dobranym towarzystwie (ach, jak łatwo zamydlić mi oczy i zdobyć me serce słowami "nienawidzę matematyki"), gdy już poznałem lepiej całą grupę, powiedziałem sobie: Ona jest fajna. Od dziś będziemy kumplami. Jak się jednak okazało, była to transakcja wiązana, bo do Anety przykleiła się już Natalia.
Niestety Natalia była... Natalią. Co mogę o niej powiedzieć? Cóż, na pewno to, że miała powalający uśmiech... Nigdy w życiu nie widziałem takich braków w uzębieniu u kogoś w tym wieku.
No właśnie, wiek. Natalia jest rok starsza ode mnie, a co za tym idzie trzy lata starsza od reszty klasy.
Nie potrafię wytłumaczyć przeszłości jej edukacji, to zbyt pogmatwane. W zamian za szkolne zaległości spodziewaliśmy się od niej większej dojrzałości. Przeliczyliśmy się i to bardzo, ale szkoda strzępić klawiaturę pisząc o tym. Natalia skończyła edukację w naszej szkole po roku i tym sposobem zniknęła z naszego życia.
Podczas drugiego semestru gdzieś w tle, po cichutku zaczęła pojawiać się Iza.
Iza nie chodziła na zajęcia jak reszta klasy, nie mogła. Jest ona bowiem najmłodszą mamą jaką znam, mamą najbystrzejszego malucha jakiego znam. Przez zaistniałą sytuację uczyła się w domu, jednak należała do naszej klasy. Pożyczała zeszyty i notatki od Anety, w ten sposób nasze drogi spotkały się po raz pierwszy. Po wakacjach, od początku drugiej klasy Iza zaczęła już edukację w szkole, trzymając się z Anetą i ze mną. Przez ten czas działo się wiele, wystarczyło by na całkiem ciekawą książkę. Cała nasza trójka mocno się ze sobą związała, dołączyła do nas też Angelika. Przez te trzy lata powstała między nami prawdziwa przyjaźń, która cały czas zacieśnia swoje więzy. Dzięki temu wiem, że nie jest to paczka, która rozpadnie się po ukończeniu szkoły.
Nie może w tym poście zabraknąć słowa o Agnieszce.
Agnieszka... Zapewne nawet tego nie czyta, choć może to i lepiej.
Aga jest niezwykła. Teraz może w nieco inny sposób niż kiedy się poznaliśmy, ale nigdy nie pozbędzie się brzemienia swojej niezwykłości. Żadne słowa, które tutaj napiszę, nie oddadzą jej osoby.
To dzięki niej robię to, co robię. Dzięki niej postanowiłem zmienić szkołę, zmienić zawód, zacząć wszystko od nowa. Dzięki niej wylądowałem w Krakowie, zatem to dzięki niej poznałem swoich przyjaciół. Nawet za czytanie tego bloga możecie jej podziękować (lub ją przeklinać). Jej zawdzięczam dwie trzecie dobra, które spotkało mnie w życiu.
Aneta troszczy się o mnie jak matka. Iza i Andzia jak starsza i młodsza siostra.
Aga z kolei troszczyła się o mnie jak... Aga. Jak nikt wcześniej i jak nikt nigdy nie będzie.
Potrafiła w ciągu jednej minuty przytulić mnie i wyściskać jak pluszaka, po czym nieumyślnie kopnąć piętą w podbródek.
Niestety, jak się okazało nie pasujemy do siebie, lecz chyba zbyt długo staraliśmy się z tym walczyć próbując być razem. Po naszym ostatnim zerwaniu nie potrafię być dla niej przyjacielem. W sumie nigdy nie potrafiłem. Za zbyt trudne uważałem patrzenie jak ktoś, z kim tak długo starałeś się ułożyć swoje życie będzie układał je z kimś innym.
Minęło siedem miesięcy. Próbowałem z nią żyć na różnych płaszczyznach, z różnym skutkiem.
Teraz nasze życia toczą się nieco inaczej, dużo się zmieniło. A ja mam zamiar zmienić jeszcze więcej.
Przelałem tutaj kawałek swojego życia. Tym, którzy tu zaglądają należy się, by wiedzieli o mnie coś więcej niż pisałem do tej pory, a to chyba lepsza metoda niż pisanie o swoich ulubionych filmach, książkach czy wklejanie zdjęcia pulpitu albo pokoju. Mam nadzieję, że nie straciłem właśnie swojego wysoce elitarnego grona czytelników. :)
Pozdrawiam wszystkich mających cierpliwość, żeby to czytać.
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Mental paradise?
Czerwoną Hondę CBR1000 RR Fireblade z białymi i niebieskimi wstawkami. Malowanie to nie jest standardowe, zrobiono je dla mnie na zamówienie. Swoją radość mogłem dzielić z kobietą, z którą często nie układało mi się tak, jakbym tego chciał, ale ostatnio zrozumieliśmy to i owo i teraz jest cudownie. Ona z kolei znając moją pasję z uśmiechem zostawiła mnie sam na sam z nowym nabytkiem życząc miłej zabawy.
Wyłączyłem telefon. Nie obchodziło mnie czy ktoś do mnie zadzwoni, ani która jest godzina. Po prostu uruchomiłem silnik i ruszyłem.
Po praktycznym sprawdzeniu osiągów tej niewątpliwie pięknej maszyny, kiedy zapadł już zmrok a na ulicach miasta nie było już jak w ulu oddałem się czerpaniu przyjemności z jazdy podziwiając przy tym piękne widoki znad Wisły. Mimo mijających kolejnych godzin nie czułem zmęczenia - przeciwnie, pierwszy raz od dawna naprawdę czułem, że żyję.
Nad ranem wróciłem do domu. Odłożyłem kask, zdjąłem buty, kurtkę i pas nerkowy, a kluczyk od motocykla odwiesiłem na haczyk, który specjalnie w tym celu przymocowałem nad szafką. Po szybkim prysznicu położyłem się na łóżku i w mgnieniu oka zasnąłem.
Moją pierwszą czynnością po przebudzeniu było spojrzenie w miejsce, gdzie odwiesiłem kluczyk.
Nie było go na haczyku. Nie było też haczyka.
Zdając sobie sprawę, że to był jedynie piękny, realistyczny sen, ze łzą w oku podniosłem się z łóżka i przeżyłem jeden z najsmutniejszych dni mojego życia.
Przez chorobę od ponad tygodnia siedziałem w domu i powiem szczerze, że zaczynało mi się już od tego pieprzyć w głowie. Gdyby nie laptop, przyjaciele i playstation (nierzadko w jednym czasie), to naprawdę nie wiem, co bym zrobił. Owszem, lubię posiedzieć sam ze sobą i przemyśleć co się dzieje ze mną i w okół mnie, ale tak wiele czasu na tak wiele przemyśleń w połączeniu z fizycznym osłabieniem nie są receptą na spokój ducha.
sobota, 23 marca 2013
sobota, 16 marca 2013
Wystarczy poczekać.
Na początku wyklinałem powrót mrozu i śniegu, jednak z upływem kolejnych śnieżnych dni zacząłem dostrzegać więcej. O dziwo, taka głupota dała mi nieźle do myślenia.
Ostatnio działy się dziwne rzeczy, które miały wpływ na całkiem spory bałagan w mojej głowie. Bałagan ten z kolei przełożył się na bardzo nieprzyjemną... hmm... dezorientację? Tak, to dobre określenie. Najbliższą przyszłość spowiła mgła, albo raczej zasypał ją śnieg.
Ale zrozumiałem coś. Znienawidzona przeze mnie zima nie chce odpuścić i nawet po posmakowaniu utęsknionej wiosny i zachłyśnięciu się pierwszymi ludzkimi temperaturami powietrza potrafiła wrócić.
Daj coś człowiekowi do ręki a potem spróbuj mu to zabrać, a będzie cenił to po stokroć bardziej, niż gdy tylko o tym myślał. Ale przecież wiosna w końcu nadejdzie. Śnieg stopnieje, mróz zmieni się w upragnione ciepło. Wystarczy poczekać.
Toteż odniosłem to do siebie trochę bardziej. Najgorszy rezultat miało to dla moich marzeń, bo mimo pierwszych radości wyśniony motocykl musi zejść na dalszy plan. Trzeba zająć się kilkoma ważniejszymi sprawami, między innymi domem.
Przyszłość nadal pozostaje zasypana śniegiem, ale ja uzbroiłem się w niezłą łopatę. Nie boję się już nieznanego, przynajmniej nie tak, jak ostatnimi czasy. Nigdy nie byłem tak blisko realizacji marzenia, w ogóle nigdy nie miałem tak realnego marzenia, dlatego tak boli mnie odłożenie go.
Ale przecież wystarczy poczekać.
sobota, 9 marca 2013
Z wiekiem wszystko się zmienia.
10 lat temu wszystko, czego chciałem to kupa śmiechu ze znajomymi w szkole, później odwiedzenie z nimi sklepu, w którym pracowała moja mama i spędzenie reszty dnia na wszelakich aktywnościach z najlepszym kumplem mieszkającym dwa domy ode mnie. Wszyscy żyliśmy w miarę spokojnie, ale nikt nigdy się nie nudził. Nie przejmowałem się tym, co działo się w domu, nie chciałem się tym przejmować. Później zacząłem widzieć pewne rzeczy inaczej. Ludzie się zmienili, otoczenie się zmieniło, fizycznie i mentalnie. Rzeczy nabierały nowego znaczenia i zaczęły kształtować się poważne priorytety. Pojawiły się nowe zainteresowania, niektóre z czasem zmieniły się w pasje. Okazało się, że koleżanki różnią się od kolegów czymś więcej, niż długością włosów i że nie każdy, kto jest dla Ciebie miły mając Cię przed sobą, pozostanie taki gdy się odwrócisz. Dzień stawał się coraz dłuższy, a noc nie służyła już tylko do spania. Do głosu zaczęły też dochodzić złotówki.
Czas mijał już inaczej. Zawsze coś się działo, akcje nieraz bawiące do łez, jednak równie często chore i owocujące dla niektórych kosmicznym przypałem. Pojawili się ludzie, którzy byli w moim życiu czymś, co trzeba było przemęczyć i przeczekać, ale pomagały mi w tym osoby, które okazały się przyjaciółmi na dobre i na złe.
Nie dalej niż trzy lata temu w głowie miałem już zupełnie co innego. Zajmowałem się już wtedy świadomie samorozwojem, ale w zupełnie inny sposób niż dziś. Myślałem tylko o spędzaniu czasu z dziewczyną, z przyjaciółmi, żeby od czasu do czasu zagrać w kosza i jakimś cudem zdać do następnej klasy. Na bardzo odległym horyzoncie marzeń widniało też zrobienie prawka.
Jednak dopiero teraz wszystko zaczęło stawać się takie... poważne.
W ostatnim poście napisałem, że wiem, czego chcę, ale nie wiem co robić, żeby to osiągnąć.
Myślałem nad tym przez te dwa miesiące, kilka razy myśląc nawet, że znalazłem rozwiązanie, ale to wszystko okazuje się być jednak trochę bardziej skomplikowane.