sobota, 16 marca 2013

Wystarczy poczekać.

Kiedy to pojawiły się pierwsze oznaki wiosny, kiedy to promienie słońca postanowiły skopać tyłek zalegającym pokładom śniegu a rtęć zaczęła piąć się w szklanych słupkach do góry pomiędzy kreseczkami niczym słynny hardkor po przewodzie od internetu myślałem, że to wreszcie koniec tej cholernej zimy. Niestety, przeliczyłem się.
Na początku wyklinałem powrót mrozu i śniegu, jednak z upływem kolejnych śnieżnych dni zacząłem dostrzegać więcej. O dziwo, taka głupota dała mi nieźle do myślenia.

Ostatnio działy się dziwne rzeczy, które miały wpływ na całkiem spory bałagan w mojej głowie. Bałagan ten z kolei przełożył się na bardzo nieprzyjemną... hmm... dezorientację? Tak, to dobre określenie. Najbliższą przyszłość spowiła mgła, albo raczej zasypał ją śnieg.
Ale zrozumiałem coś. Znienawidzona przeze mnie zima nie chce odpuścić i nawet po posmakowaniu utęsknionej wiosny i zachłyśnięciu się pierwszymi ludzkimi temperaturami powietrza potrafiła wrócić.
Daj coś człowiekowi do ręki a potem spróbuj mu to zabrać, a będzie cenił to po stokroć bardziej, niż gdy tylko o tym myślał. Ale przecież wiosna w końcu nadejdzie. Śnieg stopnieje, mróz zmieni się w upragnione ciepło. Wystarczy poczekać.
Toteż odniosłem to do siebie trochę bardziej. Najgorszy rezultat miało to dla moich marzeń, bo mimo pierwszych radości wyśniony motocykl musi zejść na dalszy plan. Trzeba zająć się kilkoma ważniejszymi sprawami, między innymi domem.

Przyszłość nadal pozostaje zasypana śniegiem, ale ja uzbroiłem się w niezłą łopatę. Nie boję się już nieznanego, przynajmniej nie tak, jak ostatnimi czasy. Nigdy nie byłem tak blisko realizacji marzenia, w ogóle nigdy nie miałem tak realnego marzenia, dlatego tak boli mnie odłożenie go.
Ale przecież wystarczy poczekać.

sobota, 9 marca 2013

Z wiekiem wszystko się zmienia.


10 lat temu wszystko, czego chciałem to kupa śmiechu ze znajomymi w szkole, później odwiedzenie z nimi sklepu, w którym pracowała moja mama i spędzenie reszty dnia na wszelakich aktywnościach z najlepszym kumplem mieszkającym dwa domy ode mnie. Wszyscy żyliśmy w miarę spokojnie, ale nikt nigdy się nie nudził. Nie przejmowałem się tym, co działo się w domu, nie chciałem się tym przejmować. Później zacząłem widzieć pewne rzeczy inaczej. Ludzie się zmienili, otoczenie się zmieniło, fizycznie i mentalnie. Rzeczy nabierały nowego znaczenia i zaczęły kształtować się poważne priorytety. Pojawiły się nowe zainteresowania, niektóre z czasem zmieniły się w pasje. Okazało się, że koleżanki różnią się od kolegów czymś więcej, niż długością włosów i że nie każdy, kto jest dla Ciebie miły mając Cię przed sobą, pozostanie taki gdy się odwrócisz. Dzień stawał się coraz dłuższy, a noc nie służyła już tylko do spania. Do głosu zaczęły też dochodzić złotówki.
Czas mijał już inaczej. Zawsze coś się działo, akcje nieraz bawiące do łez, jednak równie często chore i owocujące dla niektórych kosmicznym przypałem. Pojawili się ludzie, którzy byli w moim życiu czymś, co trzeba było przemęczyć i przeczekać, ale pomagały mi w tym osoby, które okazały się przyjaciółmi na dobre i na złe.

Nie dalej niż trzy lata temu w głowie miałem już zupełnie co innego. Zajmowałem się już wtedy świadomie samorozwojem, ale w zupełnie inny sposób niż dziś. Myślałem tylko o spędzaniu czasu z dziewczyną, z przyjaciółmi, żeby od czasu do czasu zagrać w kosza i jakimś cudem zdać do następnej klasy. Na bardzo odległym horyzoncie marzeń widniało też zrobienie prawka.
Jednak dopiero teraz wszystko zaczęło stawać się takie... poważne.

W ostatnim poście napisałem, że wiem, czego chcę, ale nie wiem co robić, żeby to osiągnąć.
Myślałem nad tym przez te dwa miesiące, kilka razy myśląc nawet, że znalazłem rozwiązanie, ale to wszystko okazuje się być jednak trochę bardziej skomplikowane.