sobota, 27 października 2012

Najwyższa pora.

Źle się działo. Od jakiegoś czasu było coraz gorzej, ale ostatni tydzień już konkretnie spędziłem na denerwowaniu się (bardzo złagodziłem to określenie, bo nie chcę przynajmniej na tym blogu miotać wulgaryzmami) i zamulaniu, co dość negatywnie odbiło się na mych przyjaciołach.
No cóż, ostatnio zmartwienia wzięły nade mną górę. Najpierw chrzaniąca się pogoda, od której w zasadzie zależy, czy zgodnie z prawem będę mógł prowadzić motocykl wcześniej niż za 4 lata. Potem finansowy dołek i nadmiar wydatków w krótkim czasie. Do tego parę innych emocjonalnych czynników, które - jak dotąd myślałem - miałem pod kontrolą, postanowiło trochę namieszać mi w głowie. Ale tak dłużej być nie może. W końcu uważam się za osobę dorosłą, wypadałoby się tak zachowywać. Bierzemy się do roboty.

Zacznę od napisania listu do osoby, która chyba najbardziej przejmowała się tym, że u mnie coś jest nie tak i wyciągnęła do mnie rękę. Muszę jej podziękować, bo aż mi wstyd, że nie widzę ze swojej strony możliwości odwdzięczenia się za to, co dla mnie robi.
Potem muszę znaleźć prezenty dla dwóch innych, w zasadzie równie bliskich mi osób. Z różnicą kilku dni obie obchodzą swoje osiemnaste urodziny, chciałbym przyczynić się do uczynienia tego wydarzenia wartym zapamiętania.
Odnośnie reszty, muszę najzwyczajniej dojrzeć do niektórych rzeczy. Przez ten ostatni niezbyt przyjemny okres miałem wiele pomysłów na to, jak powinienem się zachować w pewnych sytuacjach. Dopiero dziś zdałem sobie sprawę, jakim jestem niedojrzałym kretynem. I od razu poczułem się lepiej - wiem już co robić, potrzebowałem tylko czasu, by do tego dojść.

środa, 10 października 2012

Czas leci.


"Od kilku dni codziennie wieczorem siadam do laptopa żeby przelać tu swoje myśli.
Za każdym razem piszę spory kawałek tekstu, lecz nie kończę go. Zapisuję post, by móc następnego dnia wyczerpać temat do końca. A kiedy chcę to zrobić i czytam wcześniejsze wypociny by przypomnieć sobie na czym skończyłem - cały tekst wylatuje, bo jest już nieaktualny.

Niby w takim wirze myśli nie ma nic złego, jednak do mojej głowy zapuszczają się ostatnio coraz dziwniejsze pomysły. Niektóre bez grama sensu, inne z kolei zdają się tworzyć dość pozytywny obraz przyszłości."


Te słowa zapisane w wersji roboczej nowego posta zastałem odwiedzając tego bloga po niemal trzech miesiącach nieobecności.
Działo się przez ten czas dość sporo, dlatego też dokonam małego rekonesansu emocjonalnego.

Sierpień zleciał szybko i dość monotonnie. Niestety w miesiącu tym zakończył się w moim życiu pewien etap, wtedy jeszcze nie wiedziałem dlaczego tak się stało. Teraz wiem. I będę pamiętać o tym wszystkim.

Wakacje się skończyły, czas wrócić do szkoły. Choć słowo "wrócić" może nie jest do końca prawidłowe, gdyż starych murów oglądać na razie nie będę. W wyniku bliżej niezbadanych akcji władz miasta moja szkoła została złączona z inną i przeniesiona do jej budynku.
"Nie zachowujcie się, jakbyście chodzili do zawodówki na Kurdwanowie." - zwykł mawiać mój nauczyciel polskiego. Cóż, wykrakał. Bogu dzięki, że ja jestem uczniem technikum.
Szkoła nie jest taka zła, ale na dojazd tracę masę czasu. Może to się zmieni, gdy już zdobędę uprawnienia do prowadzenia pewnych maszyn, co jest w trakcie realizacji.

Tymczasem, po dwóch tygodniach w nowej szkole, poświęconych bardziej na poznawanie budynku i nowych ludzi niż na naukę, nadszedł czas, by kolejne dwa tygodnie spędzić na praktyce zawodowej.
Zadziwiające, że głupie 10 dni roboczych pozwoliło nieznającym się wcześniej ludziom na zbudowanie takiego przywiązania do siebie nawzajem. Równie zadziwiające jest to, jak przez ten sam okres koegzystująca w swoim towarzystwie od dwóch lat grupa potrafiła podzielić się na mniejsze podgrupy, które wprost spluwają na siebie nienawiścią. Mimo tego zdołałem ukończyć ten etap swojej edukacji z zadowalającą oceną.

Ogólnie ostatnio dzieje się dużo rzeczy, które skłaniają do wspomnień.
Dlaczego nie może być tak, jak choćby te dwa lata temu? Byłem wtedy najszczęśliwszym chłopaczkiem na świecie. Każdy swój problem mogłem komuś powierzyć i było mi z tym lżej.
Teraz z kim bym o czymś nie porozmawiał - wciąż czuję, że to ciężar mój i tylko mój, że nikt nie może mi z tym pomóc.

Ale czy to cofanie się w rozwoju czy postęp?
Coś ze mną nie tak, czy może tak wygląda dojrzałość i stawanie się mężczyzną - ze wszystkim trzeba radzić sobie samemu?

Którakolwiek opcja by to nie była, muszę jakoś to sobie ogarnąć. I to szybko.