piątek, 28 grudnia 2012

I co teraz?

Podsumowując sobie wszystko, co zrobiłem w swoim życiu przez ostatnich kilka miesięcy jestem jak najbardziej zadowolony z progresu osobistego jakiego dokonałem do tej pory. Ale...

Po przeczytaniu komentarza Panny Nikt odruchowo zacząłem odpisywać:

"Ogarnąć się w sumie wcale nie jest aż tak trudno, wystarczy odrobina chęci i trochę samozaparcia."

Jednak przed kliknięciem na cudowny przycisk "Opublikuj" przeczytałem swoją myśl raz jeszcze i pomyślałem: Dobra dobra, ale skoro to takie proste, to czy ja się ogarnąłem? I tak, i nie.

Końcem roku 2011 podjąłem kilka (lub kilkadziesiąt, mniejsza z tym) postanowień na rok 2012. Niektóre z nich mniej problematyczne, inne bardziej. Jestem niezmiernie dumny, że udało mi się dotrzymać i/lub wprowadzić w życie niemal wszystkie z nich. Jednak teraz, kiedy wiatr rozwiał już prawie cały dym po mentalnych fajerwerkach na cześć mojego ostatniego sukcesu zacząłem widzieć więcej. A w zasadzie to mniej, bo nie zobaczyłem nic. Niespodzianka!
Zrobiłem co planowałem. Okej, ale co dalej?

I w tym oto mamy pewną zagwozdkę, której być nie powinno. Czego ja, do jasnej cholery, chcę?

Nie zrozumcie mnie źle: wiem czego tak ogólnie chcę od życia. Nie wiem co mam robić TERAZ, kiedy do tego dążę.

sobota, 27 października 2012

Najwyższa pora.

Źle się działo. Od jakiegoś czasu było coraz gorzej, ale ostatni tydzień już konkretnie spędziłem na denerwowaniu się (bardzo złagodziłem to określenie, bo nie chcę przynajmniej na tym blogu miotać wulgaryzmami) i zamulaniu, co dość negatywnie odbiło się na mych przyjaciołach.
No cóż, ostatnio zmartwienia wzięły nade mną górę. Najpierw chrzaniąca się pogoda, od której w zasadzie zależy, czy zgodnie z prawem będę mógł prowadzić motocykl wcześniej niż za 4 lata. Potem finansowy dołek i nadmiar wydatków w krótkim czasie. Do tego parę innych emocjonalnych czynników, które - jak dotąd myślałem - miałem pod kontrolą, postanowiło trochę namieszać mi w głowie. Ale tak dłużej być nie może. W końcu uważam się za osobę dorosłą, wypadałoby się tak zachowywać. Bierzemy się do roboty.

Zacznę od napisania listu do osoby, która chyba najbardziej przejmowała się tym, że u mnie coś jest nie tak i wyciągnęła do mnie rękę. Muszę jej podziękować, bo aż mi wstyd, że nie widzę ze swojej strony możliwości odwdzięczenia się za to, co dla mnie robi.
Potem muszę znaleźć prezenty dla dwóch innych, w zasadzie równie bliskich mi osób. Z różnicą kilku dni obie obchodzą swoje osiemnaste urodziny, chciałbym przyczynić się do uczynienia tego wydarzenia wartym zapamiętania.
Odnośnie reszty, muszę najzwyczajniej dojrzeć do niektórych rzeczy. Przez ten ostatni niezbyt przyjemny okres miałem wiele pomysłów na to, jak powinienem się zachować w pewnych sytuacjach. Dopiero dziś zdałem sobie sprawę, jakim jestem niedojrzałym kretynem. I od razu poczułem się lepiej - wiem już co robić, potrzebowałem tylko czasu, by do tego dojść.

środa, 10 października 2012

Czas leci.


"Od kilku dni codziennie wieczorem siadam do laptopa żeby przelać tu swoje myśli.
Za każdym razem piszę spory kawałek tekstu, lecz nie kończę go. Zapisuję post, by móc następnego dnia wyczerpać temat do końca. A kiedy chcę to zrobić i czytam wcześniejsze wypociny by przypomnieć sobie na czym skończyłem - cały tekst wylatuje, bo jest już nieaktualny.

Niby w takim wirze myśli nie ma nic złego, jednak do mojej głowy zapuszczają się ostatnio coraz dziwniejsze pomysły. Niektóre bez grama sensu, inne z kolei zdają się tworzyć dość pozytywny obraz przyszłości."


Te słowa zapisane w wersji roboczej nowego posta zastałem odwiedzając tego bloga po niemal trzech miesiącach nieobecności.
Działo się przez ten czas dość sporo, dlatego też dokonam małego rekonesansu emocjonalnego.

Sierpień zleciał szybko i dość monotonnie. Niestety w miesiącu tym zakończył się w moim życiu pewien etap, wtedy jeszcze nie wiedziałem dlaczego tak się stało. Teraz wiem. I będę pamiętać o tym wszystkim.

Wakacje się skończyły, czas wrócić do szkoły. Choć słowo "wrócić" może nie jest do końca prawidłowe, gdyż starych murów oglądać na razie nie będę. W wyniku bliżej niezbadanych akcji władz miasta moja szkoła została złączona z inną i przeniesiona do jej budynku.
"Nie zachowujcie się, jakbyście chodzili do zawodówki na Kurdwanowie." - zwykł mawiać mój nauczyciel polskiego. Cóż, wykrakał. Bogu dzięki, że ja jestem uczniem technikum.
Szkoła nie jest taka zła, ale na dojazd tracę masę czasu. Może to się zmieni, gdy już zdobędę uprawnienia do prowadzenia pewnych maszyn, co jest w trakcie realizacji.

Tymczasem, po dwóch tygodniach w nowej szkole, poświęconych bardziej na poznawanie budynku i nowych ludzi niż na naukę, nadszedł czas, by kolejne dwa tygodnie spędzić na praktyce zawodowej.
Zadziwiające, że głupie 10 dni roboczych pozwoliło nieznającym się wcześniej ludziom na zbudowanie takiego przywiązania do siebie nawzajem. Równie zadziwiające jest to, jak przez ten sam okres koegzystująca w swoim towarzystwie od dwóch lat grupa potrafiła podzielić się na mniejsze podgrupy, które wprost spluwają na siebie nienawiścią. Mimo tego zdołałem ukończyć ten etap swojej edukacji z zadowalającą oceną.

Ogólnie ostatnio dzieje się dużo rzeczy, które skłaniają do wspomnień.
Dlaczego nie może być tak, jak choćby te dwa lata temu? Byłem wtedy najszczęśliwszym chłopaczkiem na świecie. Każdy swój problem mogłem komuś powierzyć i było mi z tym lżej.
Teraz z kim bym o czymś nie porozmawiał - wciąż czuję, że to ciężar mój i tylko mój, że nikt nie może mi z tym pomóc.

Ale czy to cofanie się w rozwoju czy postęp?
Coś ze mną nie tak, czy może tak wygląda dojrzałość i stawanie się mężczyzną - ze wszystkim trzeba radzić sobie samemu?

Którakolwiek opcja by to nie była, muszę jakoś to sobie ogarnąć. I to szybko.

środa, 18 lipca 2012

Coś się obijasz tam.

Jak zauważyła panna Anna, "coś się obijam tu". Mam ku temu powody. W zasadzie mógłbym skopiować i wkleić tu jakieś pięćdziesiąt procent poprzedniego posta mimo, że jest on sprzed dwóch miesięcy.

Kto choć raz na jakiś czas zagląda na mojego drugiego bloga ten wie, że tam jestem bardziej aktywny. Może po części dlatego tutaj piszę dużo rzadziej, ale jest też inny, ważniejszy powód.
Otóż ten blog nie jest mi już potrzebny.
Miałem problemy. Zawsze są jakieś problemy, choć niedawno to zrozumiałem.
Tak więc nadal je mam, ale już nie te same co pół roku temu. Wtedy było mi naprawdę ciężko i potrzebowałem miejsca, do którego nie będzie miał dostępu nikt "realny". Być może potrzebowałem miejsca, w którym zostanę oceniony przez kogoś obcego, ale teraz rozumiem, że tu chodziło o coś innego. Potrzebowałem zmiany i nowej oceny od samego siebie.

Przez to pół roku nauczyłem się więcej, niż przez wszystkie wcześniejsze lata zaczytywania się książkami, artykułami, opowieściami i doświadczeniami. Choć co ciekawsze, gdyby nie wyżej wymienione elementy zapewne nie nauczyłbym się niczego.
Ale co jeszcze ciekawsze, wszystko czego się nauczyłem można wyrazić w kilku prostych zdaniach.
I właśnie na tym polega wyzwanie, jakie rzuca nam życie. Zdania te bowiem są aż nazbyt proste i brzmią tak banalnie, że nikt w nie nie wierzy. Cieszę się, że zdołałem to zrozumieć w tak młodym wieku. Bo analogicznie przeszedłem dopiero niewielki fragment długiej i krętej drogi do doskonałości.

Ten blog nie przestanie istnieć. W miarę możliwości będę pisał tu coraz częściej i coraz bardziej treściwie.
Czyli oczekujcie więcej. Oczekujcie lepiej. Może też coś z tego wyniesiecie?

środa, 23 maja 2012

Daddy's Home.

Miałem poczekać z dodaniem wpisu jeszcze dwa dni, ale co tam.

Dawno tu nie zaglądałem. Po części przez to, że nie mam zbyt wiele czasu na pisanie notek, jednak głównie przez brak siły i chęci.
Co działo się przez te dwa miesiące? Wiele. Między innymi ćwiczyłem sztukę władania potężnym orężem, jakim niewątpliwie jest język. Wciąż odkrywam jak wiele można zdziałać po prostu odpowiednio dobierając słowa, które potrafią działać jak zaklęcia. 
Poza tym nawiązałem kilka pozytywnych znajomości, miałem nieprzyjemność przekonania się o ludzkim debilizmie, spędziłem cudowne chwile z przyjaciółmi, żyłem w strachu, że przyrost naturalny województwa małopolskiego będzie zbyt duży po czym mogłem odetchnąć z ulgą na wieść o przypływie w Zatoce Salomona.

Ale co najważniejsze, spełniło się jedno z moich pragnień. Odzyskałem coś, co straciłem na własne życzenie, a bez czego nie potrafiłem być w stu procentach szczęśliwym. Teraz mogę uczynić dwa życia lepszymi niż kiedykolwiek były.
Dobrze jest mieć Boga znów po swojej stronie.

niedziela, 25 marca 2012

Nic dodać, nic ująć.

Usiąść i widzieć, że wszystko układa się po naszej myśli... Po prostu bezcenne uczucie.

Patrząc na to, co ostatnio się w okół mnie dzieje, jestem w pełni zadowolony. Wiem, że robię to, co w tej chwili jestem w stanie robić, aby osiągnąć swoje cele.

Ostatnio coraz częściej nachodzi mnie wena twórcza. Muszę to jakoś spożytkować, bo naprawdę szkoda byłoby to zmarnować. Chyba zacznę nosić przy sobie jakiś notes, a w najgorszym wypadku będę szkicował projekty w moim kalendarzu.

Skąd bierze się moje natchnienie? Trudno powiedzieć. Spokój ducha, który obecnie odczuwam jest z pewnością bardzo pomocny, jednak prawdziwy impuls do działania dają mi inspiracje z zewnątrz.
Muzyka. Utwory, które nie były mi dotąd znane, jak i stałe pozycje obecne na mojej playliście od lat, w połączeniu z wydarzeniami dnia codziennego to wbrew pozorom mieszanka wybuchowa.

Jakiś czas temu trafiłem na przemyślenia pewnej osoby, po których widać, że jest to ktoś bardzo dojrzały. Nie mniej jednak byłem zaskoczony, gdy przekonałem się z jak młodą dziewczyną mam do czynienia.
Sytuacja ta przypomniała mi, jakie perełki znajdują się w szarym mule społeczeństwa i że warto ich szukać.


wtorek, 13 marca 2012

Będę lepszy będąc gorszy.

Stawanie się kimś lepszym nie jest jedną, wielką zmianą, po której wszystko toczy się inaczej. Są to setki, a może nawet tysiące drobnych zmian, decyzji i zakazów wpływających w różnym stopniu na każdą dziedzinę naszego życia. Nie jest łatwo pozbyć się starych nawyków, zwłaszcza jeśli nie wierzymy w ich złe skutki. Równie trudno jest zastąpić stare zachowanie nowym, tym bardziej kiedy nie jesteśmy do końca przekonani, że da nam ono lepsze rezultaty niż jego poprzednik. Co robić w takiej sytuacji? Próbować. Sprawdzać. Doświadczać. Jak już pisałem: porażki nie istnieją, są tylko informacje zwrotne.

Kocham psychologię, a ona przypomina mi o tym na każdym kroku.

Czytając różne książki czy artykuły o relacjach międzyludzkich, perswazji i temu pochodnych, nie raz i nie dwa mówiłem sobie "niemożliwe", "to nie może działać", czy nawet "co to za bzdury?", po czym w swojej głowie wsadzałem dość sporo wiedzy między bajki. A później wielka niespodzianka: nie wprowadzając korekt robiłem wszystko jak dawniej i byłem szczerze zaskoczony, że osiągałem takie same efekty. W szkole, w domu, w pracy. To zadziwiające jak ludzie potrafią uparcie trwać przy swoim, nawet gdy widzą, że najwyraźniej robią źle.
Tymczasem wystarczyło spróbować...
Tylko ten doceni to uczucie, które ogarnia człowieka gdy wszyscy tańczą jak on im zagra, kto go zaznał.

sobota, 3 marca 2012

Nieoczekiwany obrót spraw.

Stało się coś, co stać się nie miało. Ale czy to aby na pewno źle?

Chciałem mieć coś, o czym wiem tylko ja sam.
Chciałem móc mówić o swoich tajemnicach i słabościach ze świadomością, że nie wszystkie podane są jak na tacy tym, którzy znają mnie poza światem wirtualnym, a już tym bardziej osobom, które z pomocą tych informacji mogłyby choćby niechcący mnie zranić. Jednak teraz zacząłem sam ze sobą polemizować, czy słusznie.
Dobrze jest wiedzieć, że ktoś nade mną czuwa, zwłaszcza, że mam skłonności do wpadania w kłopoty.

Jesteś najbliższą mi osobą i dobrze o tym wiesz. Może w naszej mailowej rozmowie nie dałem tego po sobie poznać, ale po przemyśleniu tego wszystkiego cieszę się, że trafiłaś na ten blog. Nie mam przed Tobą tajemnic i źle czuję się z tym, że chciałem jedną mieć. Przepraszam Cię za to całe "mówienie o sobie w trzeciej osobie" i inne numery, które wymieniłaś. Myślę, że potrafisz to zrozumieć, w końcu głupia nie jesteś. ;)
Chciałbym porozmawiać z Tobą na temat jeszcze jednej rzeczy, więc kiedy to przeczytasz to nie komentuj, a napisz do mnie e-mail... Wszystko Ci tam wyjaśnię.

czwartek, 1 marca 2012

Porażka? Nie ma mowy.

Pewne wydarzenia pokrzyżowały moje wczorajsze plany, dlatego wpis się nie ukazał.
Ale dziś to już inna sprawa. (;

Nic nie zastąpi tego uczucia, gdy zaczynasz stosować w praktyce prawa, które od dawna znałeś ale nie wierzyłeś w ich skuteczność i okazuje się, że działają one idealnie. Ludzki umysł jest po prostu niesamowity.
Niestety, kilka regułek nie zmieni Twojego życia. Chcąc zmian musisz je wprowadzić samodzielnie. Może nie jest to łatwe, ale na pewno warte zachodu. Jeśli jednak nie masz ochoty się wysilać, zrób jedną rzecz:

Znajdź odpowiednią perspektywę.

Czy jesteś na siebie zły, bo coś kiedyś (lub niedawno) Ci się nie udało?
Zapamiętaj słowa, które są bardzo popularne w pewnych kręgach:

Nie ma porażek, są tylko informacje zwrotne.

Ucz się na błędach, tak swoich, jak i cudzych. Pamiętaj co poszło nie tak, ale bierz pod uwagę, że to samo działanie w innym przypadku może przynieść inny efekt.

Nie jest to żaden długi artykuł, bo mimo niezbyt później pory jestem wykończony. Postanowiłem jednak o tym tutaj napisać, bo jest to coś, co może naprawdę poprawić stan życia, nawet, jeśli nie jest zły.

wtorek, 28 lutego 2012

Wróciłem właśnie do domu po prawie 16 godzinach w terenie, Mimo szczerych chęci, najzwyczajniej w świecie brak mi sił na dodanie właściwego wpisu. Ale co się odwlecze... Mam do przekazania sporo rzeczy, więc do przeczytania jutro. ;)

niedziela, 26 lutego 2012

Zaczynamy.

Niestety mój poprzedni (pierwszy) blog nie daje mi pełnej anonimowości. Owszem, mogę tam bez problemu wyrzucić z siebie co mi leży na wątrobie, ale zawsze będzie miało to jakiś kontakt ze światem rzeczywistym, oczywiście pomijając fakt, że chodzi o moje doświadczenia czy przemyślenia. Z czasem zaczęło mi to przeszkadzać na tyle, że przyjąłem postać Gatecrasher'a.

Jutro czeka mnie konfrontacja, ale nie boję się. Przejrzałem już na oczy, szkoda tylko, że aby to osiągnąć moi przyjaciele musieli siłą rozsunąć mi powieki. Każdy z osobna, po kawałeczku, bez pośpiechu. Potrzebowałem na to kilku dni, lecz potem śmiałem się ze swojej własnej głupoty.
Mam tylko nadzieję, że oda mi się odbudować to, co spieprzyłem. Gdyby to był pierwszy raz, nie byłoby problemu, ale to się powtarzało, znów i znów. Całe szczęście już koniec z oszukiwaniem samego siebie.

Jeszcze nie tak dawno zastanawiałem się, dlaczego znając tak dobrze zasady działania pewnych aspektów życia wciąż nie potrafię sobie z nimi radzić. Pewna osoba, której nawet nie miałem okazji osobiście poznać zasugerowała mi, że to przez strach. Miała rację. Ale ten sam strach, który dotychczas mnie blokował, od dziś będzie dla mnie motorem napędowym. Pomoże mi stać się najlepszą wersją siebie.