Ironią jest, że piszę właśnie teraz post o takim tytule, bo powinienem teraz robić coś, do czego zmotywowanie się nie udaje mi się od dwóch miesięcy. Ale może akurat ten tekst pomoże mi ruszyć z miejsca w tym temacie.
Niedawno (no dobra, prawie miesiąc temu) pozwoliłem sobie popełnić krótką notkę na temat trwania w postanowieniach i dążeniu do spełnienia postawionych sobie celów. Nie miała ona co prawda pełnić funkcji jakiegoś motywatora, była raczej wyrazem moich odczuć na temat kilku przypadków, z którymi się spotkałem w krótkim okresie czasu, jednak miała dość ciekawy odzew - dwie osoby napisały do mnie maile pytając co robić, żeby utrzymać motywację, która szybko mija. Jako, iż niezmiernie połechtało to moje skromne ego, dzisiejszym wpisem spróbuję pozmieniać słomiane zapłony w pożary lasów.
Za swojego nie-aż-tak-długiego żywota zdążyłem odkryć i poczuć na własnej skórze kilka zasad, które zdają się naprawdę działać. A oto one:
1.Nic nie motywuje do osiągnięcia celu bardziej, niż zaznanie uczucia osiągnięcia go.
Obie Panie, które zwróciły się do mnie po pomoc miały ten sam problem - brak zapału do ćwiczeń. Jest to po prostu świetny przykład do opisania tej zasady z dwóch powodów: jest bardzo prosty i wiele osób (w tym ja) w tej sytuacji już było.
Na początku może to być naprawdę nie lada kłopot, ale kiedy człowiek już przełamie się na tyle, żeby dostrzec efekty... Nic nie będzie w stanie go zatrzymać. Od kiedy zacząłem czuć się silniejszy i zauważyłem pierwszy, drobny przyrost ciała jest mi aż nieprzyjemnie na myśl, że miałbym dziś odpuścić trening.
Zatem dziewczyny, kiedy zobaczycie najmniejsze efekty, albo zaczniecie słyszeć komplementy, problem w skali długoterminowej zniknie. Obiecuję.
2.Znasz kogoś, kto osiągnął Twój cel?
To cholernie pomaga. Załóżmy, że długo nie widzisz się ze znajomym, który miał taki sam lub podobny cel do Twojego. Później spotykasz go, a on z uśmiechem opowiada Ci, że mu się udało. Ba, już pnie się wyżej. Czuć z tej historyjki zazdrość, ale to dobrze. Przynajmniej dopóki jest to zdrowa zazdrość, w stylu "kurcze, udało mu się, mi też musi się udać!" a nie tak niestety często spotykana w naszym kraju przypadłość, tzw. polaczkowatość.
3.Po prostu się na to napal.
Nie każdy może się cieszyć z życiowego przykładu sukcesu wśród znajomych, a do zobaczenia pierwszych efektów pracy często musi jednak upłynąć trochę czasu. Jak zatem nabrać ochoty do pracy? Zależy co chcesz osiągnąć. Akurat w omawianym dziś przykładzie może pomóc oglądanie przed ćwiczeniami filmików motywacyjnych, transformacji itp. Jednak w niektórych sytuacjach trzeba się po prostu zmusić. W tym miejscu chciałbym nawiązać do komentarza z pod poprzedniego posta, autorstwa panny PanicStation:
Zmusić się czasem trzeba nawet w drodze do czegoś, czego naprawdę chcemy. Nieraz cel jest jeszcze bardzo odległy, a działania by go osiągnąć nie są z nim związane na tyle bezpośrednio, żeby czuć w głowie taką fazę, jak w przypadku prostych połączeń typu: robisz coś (nawet coś cholernie trudnego), a w następstwie tego to coś jest zrobione, przy czym po drodze widzisz efekty.
Ode mnie w tym temacie to byłoby na tyle, przynajmniej w tej chwili. Jeżeli ten tekst pomoże komukolwiek w choćby najmniejszym stopniu - cudownie. Jeśli nie to trudno, będę miał gdzie zajrzeć jeśli zabraknie mi zapału.
Ogłoszenia parafialne
1. Jutro i w czwartek mam dwa ważne egzaminy, każdy zaczyna się o godzinie 8:00. Uprzejmie proszę o trzymanie kciuków i życzenie mi szczęścia, bo bez niego będzie ciężko.
2.Ruszył nowy blog. W głowie aż kipi mi od pomysłów na posty, jednak przez to, że olewam inne obowiązki wstrzymuję się z pisaniem, żeby mieć mniejsze wyrzuty sumienia ;) Jeśli wszystko pójdzie dobrze to w czwartek puszczam myśli ze smyczy i coś się tam pojawi. Zapraszam do lektury, wiecie jak znaleźć.
3.Obwieszczenie z poprzedniego posta wciąż aktualne, jednak chyba źle się wyraziłem: pisząc "sprzęt fotograficzny" miałem na myśli jakikolwiek aparat i kogoś, kto potrafi się nim posłużyć i lubi wyzwania. Także wciąż czekam na maile, adresy na dole strony. :)